wtorek, 19 stycznia 2010

Wietnamski chlod















Do Hoi An przyjezdzamy o 7-ej rano. Niestety jest to pora kiedy hostele sa jeszcze pelne i mamy trudnosc ze znalezieniem jakiegokolwiek miejsca dla siebie. Pomimo tego, ze jest to mala miejscowosc ceny wolnych pokoji sa duzo wyzsze niz na poludniu Wietnamu. W koncu udaje nam sie sie znalezc jeden na obrzezach miasta i zmeczeni nocna podroza pozwalamy sobie na krotka drzemke. Kierujac sie na polnoc Wietnamu, zaczynamy powoli wjezdzac w strefe zimy ( okolo 10 - 12C), ale oprocz powietrza, sami ludzie wydaja sie nam jacys chlodniejsi. Miasto Krawcow, pomimo swojej bajkowej nazwy jest najmniej sympatycznym miejscem w naszej podrozy, wiec z przyjemnoscia opuszczamy go po dwoch dniach i zatrzymujemy sie w Hue, ktore niestety wita nas deszczem i prawie caly pierwszy dzien spedzamy w hotelu. Atmosfera tutaj jest zdecydowanie milsza . Wieczorem w koncu przestaje padac i mozemy zrobic maly spacer po miescie. Drugiego dnia mamy wiecej szczescia - wychodzi slonce co umozliwia nam zwiedzenie Zakazanego Purpurowego Miasta. Wieczorem trafiamy do Friendly Restaurant, gdzie serwuja nam caly set pysznych lokalnych potraw. Ostatnie miejsce, ktore odwiedzamy w Wietnamie ( niestety ze wzgledu na pogode rezygnujemy z Sapy) to Hanoi. Kiedy dojezdzamy tu o 6-ej rano, ulice tetnia juz zyciem i jest to najglosniejsze miejsce jakie odwiedzilismy w Azji. Drugiego dnia "uciekamy" z niego robiac sobie mala wycieczke do Perfumowej Pagody. Trzynastego stycznia bez specjalnego smutku jedziemy na lotnisko. Basia znow ma problem z socjalistycznymi oficerami, ale po kilku minutach w koncu dostaje upragniona pieczatke. Kierujac sie do samolotu, wiemy ze Wietnam to nie miejsce do ktorego chce sie wracac...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz